Wariant kohabitacji? Andrzej Duda prezydentem a Grzegorz Schetyna premierem

W ramach rozważania, czy pójść, czy nie pójść na drugą turę wyborów i na kogo głosować, być może rzeczywiście warto jednak zaryzykować i poprzeć pana Andrzeja Dudę, ponieważ jako osoba mająca inny ogląd sytuacji Polski niż Platforma Obywatelska, może gwarantować wariant konfrontacyjnej kohabitacji prezydenta z rządem.

Zwłaszcza jeżeli premierem zostałby – pan Grzegorz Schetyna, to mielibyśmy sytuację w której Polską rządziliby politycy wyższej próby niż obecnie, może nie idealni, jednakże mający charakter, poglądy i coś do powiedzenia w naszym życiu publicznym.

Żeby taki wariant mógł się ziścić, ze względu na kalendarz wyborczy trzeba w nadchodzących wyborach głosować na pana Andrzeja Dudę, albowiem potem nie będzie już takiej szansy. W ten sposób można być anty-establishmentowym, w znaczeniu sprzeciwić się rządom pana Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej, płacąc za to cenę dopuszczenia Prawa i Sprawiedliwości do władzy. Oczywiście nie ma wówczas żadnej gwarancji, że wyborów parlamentarnych nie wygra także Prawo i Sprawiedliwości, przy czym w naszych realiach to wcale nie znaczy, że nawet jak wygra to przejmie władze. Dlatego głosując w tych wyborach na pana Dudę, wcale nie trzeba głosować na Platformę Obywatelską w nadchodzących wyborach – można i to jak najbardziej na przeciwników systemu stworzonego przez tą partię, albo inne partie polityczne, których w Polsce nie brakuje. Istotnym jest jednak to, żeby w wyborach parlamentarnych nie głosować na Prawo i Sprawiedliwość, ani na partię, która mogłaby zawrzeć silnie prawicową koalicję. W ten sposób możliwy jest model kohabitacji – równowagi pomiędzy prezydentem z PiS a rządem zapewne w dużej mierze współtworzonym przez Platformę Obywatelską. Wielką zaletą takiego układu byłoby to, że pan Andrzej Duda na pewno by sobie poradził w takiej sytuacji, w tym znaczeniu, że konstruktywna współpraca z rządem – dla dobra kraju, nie byłaby dla niego problemem.

Alternatywą jest głosowanie na pana Komorowskiego w wyborach prezydenckich i wsparcie prawicy, a konkretnie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych. Wówczas mielibyśmy odwrócenie sytuacji, w której rządziłby prezydent Komorowski – kojarzony z obozem para-liberalnej prawicy ze środowiska Platformy Obywatelskiej w kohabitacji z rządem z Prawem i Sprawiedliwością w roli głównej, być może nawet z panem premierem Andrzejem Dudą wówczas. Jednakże w tym wariancie, pan prezydent przyzwyczajony do ciepełka w stosunkach z rządem raczej by sobie mógł nie poradzić, to znaczy mielibyśmy sytuację klinczu tam, gdzie panowie nie mogliby się porozumieć. Ten wariant z pewnością byłby trudny jeżeli chodzi o politykę zagraniczną, ponieważ prawica zrobiłaby wszystko, żeby odzyskać wrak i „wyjaśnić” przyczyny katastrofy smoleńskiej.

Mając do wyboru te dwa warianty, należy przyjąć, że o wiele bardziej pożytecznym byłby wariant pierwszy, głównie z tego względu ponieważ jego generalne ryzyko ogólne niepowodzenia jest o wiele niższe, niż w przypadku wariantu drugiego. W uproszczeniu chodzi o to, że prezydent Duda o wiele mniej mógłby zepsuć, przy premierze Schetynie – niż prezydent Komorowski mógłby zrobić pożytecznego przy premierze Dudzie. Poza tym ewentualna szkodliwość takiego układu, przy teoretycznej możliwości uprawiania przez prezydenta Dudę polityki destrukcyjnej byłaby mniejsza dla państwa, bo mielibyśmy sytuację, którą Platforma Obywatelska już przerabiała z nieżyjącym prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Kluczowe dla sprawy są dwie kwestie, po pierwsze żeby Platforma Obywatelska nie upadła po przegranej pana Bronisława Komorowskiego, a może być z tym problem, ponieważ nagle bardzo wiele osób będzie miało problem z pracą w stolicy liczoną w dobrych kilkunastu tysiącach złotych miesięcznie. Jest bowiem oczywistym, że taka przegrana to koniec kariery politycznej pana Komorowskiego, a ludzie z jego otoczenia będą sobie szukać czegoś nowego. Dokąd mogą iść? Tylko do swojego matecznika partyjnego, gdzie nie jest już chyba tajemnicą, że na takim układzie natychmiast skorzystałby pan Grzegorz Schetyna – naturalny i pożądany lider tej formacji (naprawdę nie da się zrozumieć tej szkody dla państwa – dlaczego ten człowiek nie został premierem). Po drugie właśnie wiele zależy od zdolności koncyliacyjnych samego pana Grzegorza Schetyny, który mógłby bardzo wiele na zniknięciu prezydenta z ich obozu zyskać, w tym znaczeniu, że nie tylko jego konkurenci straciliby polityczne trzymanie, ale przede wszystkim mógłby robić to w czym jest najlepszy w polskiej polityce, czyli grywać.

Proszę zwrócić uwagę na jedną ciekawą sprawę – wyników pierwszej tury wyborów w żaden sposób nie skomentował pan Donald Tusk, jest oczywistym, że mu nie wolno angażować się w politykę krajową, jednakże są inteligentne sposoby na działanie, jeżeli chce się działać – zawsze przecież można napisać list do gazet o tym jak bardzo potrzebujemy „doświadczonych” przywódców, ich potencjału i doświadczenia „w tych trudnych czasach”, licząc na to że go przedrukują wszystkie redakcje od Lizbony po Helsinki. Dla służb prasowych Komisji Europejskiej, przeprowadzenie takiego manewru to kwestia kilku kliknięć i mamy list przewodniczącego Tuska we wszystkich językach Unii, praktycznie w każdym medium w Unii, bo każdy to chętnie przedrukuje. Jednakże pan Tusk, tego nie zrobił. To jest interesujące dlaczego?

Reasumując mając przed sobą wizję rządów pana Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej przez kolejną kadencję, lepiej jest pomyśleć o wariancie kohabitacji – w którym prezydent Andrzej Duda, bardzo skutecznie wpływałby na politykę rządu Platformy Obywatelskiej z panem Grzegorzem Schetyną jako premierem. Oczywiście istnieje tu ryzyko powtórzenia się wariantu klinczu, znanego z czasów prezydentury nieżyjącego Lecha Kaczyńskiego, jak również ryzyko przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość w ogóle, w przypadku zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Jednakże jest to nic innego, jak konieczność wyleczenia dżumy – cholerą, o której już tutaj nieraz pisaliśmy. Wizja oddania państwa we władanie prawicy wywołuje znaki zapytania i silny stres, jednakże nie może być tak, że osiem lat zaprzepaszczonych dla państwa w czasie rządów Platformy Obywatelskiej ma być nierozliczone. Gdyby Platforma Obywatelska współdziałając razem z resztą prawicy, nie przyczyniła się do zlikwidowania lewicy w Polsce, to takiego dylematu jak dzisiaj by nie było, więc głosowanie przeciwko PO na PiS dzisiaj, jest w części skutkiem bezalternatywności zabetonowanego systemu władzy jaki te partie stworzyły. Niestety, trzeba ponosić konsekwencje. Ku pokrzepieniu serc pozostaje możliwość głosowania na Armię Kukiza (jakkolwiek by się nie nazywała). Taka jest Polska dzisiaj, taką mamy sytuację – i co na to poradzimy? Zostać w domu i nie głosować? To było dopuszczalne w pierwszej turze, jako wyraz protestu. W drugiej turze to już stawka o państwo, definitywna.

Trzeba się jednak nad tym wszystkim jeszcze dokładnie zastanowić.

Krakauer

 

Więcej postów