Oburzona wdowa: zabrali życie mojego męża, a dostali wyroki jak za zabicie psa

Za zabicie psa albo ścięcie drzewa ludzie dostają surowsze wyroki – grzmiała w sądzie oburzona Agnieszka Naplocha (46 l.), wdowa po Zbigniewie (†40 l.), który zginął od eksplozji bomby na dachu wieżowca w styczniu 2001 r. Pracował jako monter anten, pech chciał, że gangsterzy na dachu zostawili bombę. Sąd zdecydował, że odpowiedzialni za tragedię mafiozi do więzienia trafią na… trzy lata.

– Zabrali życie mojego męża jak zbrodniarze i tak powinni być sądzeni. 17 lat czekałam na sprawiedliwość i się jej nie doczekałam – mówi załamana kobieta. – Za zabicie psa albo za ścięcie drzewa ludzie dostają wyższe wyroki! – dodaje oburzona.

Te argumenty nie przekonały sądu apelacyjnego. Za posiadanie materiałów wybuchowych i nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka Maciej A. (50 l.) ps. Maurycy i Wiesław B. (60 l.) zostali skazani na trzy lata odsiadki.

Trzeci z przestępców, Witold M. ps. Szkieletor, za kraty nie trafił. Został skazany na 5 lat więzienia w zawieszeniu na 10 lat! Zapłacił też 100 tys. zł odszkodowania żonie ofiary. Sąd złagodził wyrok, bo M. poszedł na współpracę z organami ścigania i jego zeznania doprowadziły do skazania innych bandziorów. Dzięki jego zeznaniom odtworzono przebieg tragedii.

Bomba była przeznaczona dla mafioza ps. Kasieczka z konkurencyjnego gangu. Bandyci chcieli wysadzić go w powietrze, podkładając ją pod jego mercedesa. Dlatego ładunek był bardzo silny.

Wiesław B. zlecił zakup bomby Witoldowi M. Ten wysłał po nią Macieja A., a ten po zakupie położył ją na dachu bloku. Feralnego dnia pan Zbigniew w tym miejscu naprawiał anteny. Trącił reklamówkę i uruchomił zapalnik. Eksplozja rozerwała go na strzępy. Gangster, dla którego bomba była wówczas przeznaczona, wciąż żyje…

– Za zabicie mojego Zbysia wszyscy powinni gnić w kryminale – mówi roztrzęsiona wdowa, która zapowiedziała już wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.

TOK

Więcej postów