Inflacja – ceny i rynek pracy

Inflacja – ceny i rynek pracy

Inflacja – ceny i rynek pracy, to największe zmartwienia każdego rządu, jak również każdego obywatela. Uwaga, inflacja i ceny to nie to samo. Inflacja jest miarą zmiany poziomu cen, a w istocie przyrastania wartości wyrażonej w pieniądzu. Cena natomiast, to wartość towaru lub usługi wyrażana w celu jego/jej zbycia. Celem transakcji wymiany, jest pokrycie kosztów wytworzenia produktu lub usługi i uzyskanie zysku. To ostatnie jest fundamentalne dla zrozumienia, dlaczego to wszystko w ogóle „się kręci”.

To prosty mechanizm znany na rynku od czasu wynalezienia pieniądza. Proszę pamiętać, że inflacja jest uniwersalna i bardzo sprawiedliwa, albowiem może też dotyczyć waluty złotej. Takiego problemu doświadczyła Hiszpania, po przywiezieniu do kraju złota (i srebra) z Ameryki Południowej i Środkowej przez kilka wielkich galeonów. Ceny poszły w górę, ponieważ sprzedający doskonale wiedzieli, że znajdą popyt na swoje towary na rynku.

Dzisiaj jest analogicznie, ale wszystko dzieje się o wiele szybciej i jest o wiele bardziej zdeterminowane przez czynniki niepewności. W zasadzie niepewność – brak przewidywalności i nagłość zdarzeń, stała się głównym czynnikiem warunkującym funkcjonowanie gospodarki. A tego akurat gospodarka (czytaj pieniądz), najbardziej nie lubi. Znamy przykłady gospodarek, które doskonale rozwijały się w warunkach stabilnej – przewidywalnej w czasie inflacji. U nas tak było na początku lat 90 – tych, jak zduszono wzrost płac, przez nieludzkie opodatkowanie „popiwkiem”. Jednak wzrost gospodarczy był odnotowywany w zasadzie stale. Inna kwestia – jakim kosztem społecznym, jednak ktoś lub coś zawsze musi być amortyzatorem. Jak się nie ma źródeł ropy, to się poświęca życie własnych obywateli.

Dzisiaj jednak jest nieco inaczej, gospodarka wyczerpała swoje zasoby proste. One nie są dostępne, a zmiany na rynku pracy powodują, że pensje nie będą rosły, bez wzrostu wydajności. Rząd nie bez powodu zmusza pracodawców do podwyższania pensji minimalnej. Jest to ostateczność, ale konieczna ostateczność, żeby wszyscy w gospodarce nadążali za wzrostem cen. Co oczywiście i tak jest fikcją, bo za pensję minimalną w Warszawie można dosłownie umrzeć z głosu i zimna, a nawet na zapadłej prowincji nie ma się kokosów. Pamiętajmy, jeżeli to nie jest dla kogoś oczywiste, że płaca minimalna, jest ceną pracy ludzkiej – minimalnie wyznaczaną przez państwo. Z tej prostej przyczyny, ponieważ kapitaliści nie mają najmniejszego zamiaru płacić więcej, niż muszą. Nie można się im z tego powodu dziwić, bo niby dlaczego mamy płacić więcej, jeżeli możemy zapłacić mniej?

Problem zaczyna się wówczas, gdy kapitaliści chcą płacić mniej, a zarazem za produkty i usługi, które świadczą – chcieliby więcej. Wówczas pojawia się wzrost cen, ale jeszcze nie inflacja. Ona pojawia się w momencie, jak więcej ludzi jest w stanie wystąpić na rynku, skutecznie ze swoimi zgłoszeniami popytowymi – mając pieniądze. Natomiast nie ma na rynku podaży, która mogłaby zabezpieczyć ten zgłaszany efektywnie popyt. Równowaga pomiędzy tymi dwoma procesami umożliwia rozwój bez zakłóceń, nawet powolny, ale mimo wszystko rozwój. Ponieważ w tak zrównoważonej gospodarce, ludzie są w stanie zarabiać pieniądze i wydawać je, zanim stracą na wartości.

Dzisiaj państwa, w tym nasze – drukują pieniądze. Dzieje się to w sposób dość wysublimowany, głównie banki centralne, skupują publiczne zobowiązania. Ma to ten sens, że pieniądz nie ląduje w gospodarce bezpośrednio, tylko przeważnie przez naoliwienie całych mechanizmów wydatkowania środków publicznych. Ponieważ państwa, w tym nasze – bardzo się zadłużają, w ich interesie jest utrzymanie poziomu stóp procentowych – najniżej jak to tylko możliwe. Dochodzi do takich patologii, jak ujemne stopy procentowe!

Jednak inflacja nie śpi i ma się jak najlepiej, ponieważ pieniądza przybywa w obrocie. Widać, to już dzisiaj wyraźnie w Polsce. Dolar właśnie drgnął, Euro idzie ślad za nim. Rynki finansowe nie dadzą się oszukać systemowi. Tymczasem słyszymy z ust niestety pana prezesa banku centralnego, że podwyżka stóp procentowych w tym roku – byłaby ogromnym błędem. Tymczasem z tego co jest zapowiadane w opracowaniach dotyczących nowych prognoz gospodarczych jego własnego banku, inflacja ma być w kolejnych latach – powyżej celu, który uważamy w tym kraju za święty totem! Jeżeli więc inflacja ma być wyższa, od tej na którą się godzimy jako wspólnota, to dlaczego bank centralny – uznaje podwyżkę stóp procentowych za poważny błąd? Czy zmniejszenie ilości pieniądza na rynku z wyprzedzeniem, w celu antycypowania spodziewanej inflacji – należy uznać za poważny błąd?

Przecież to wszystko będzie miało kolosalny wpływ na płace, rynek pracy i ceny. Pierwszy reaguje rynek finansowy. Za chwilę zobaczymy paliwo w nowej odsłonie – bliżej 6 zł. Następnie, żywność – tutaj lepiej się nie wypowiadać o cenach, bo są porażające. Do tego jeszcze dochodzi energia i cieplna i elektryczna, której produkcję mamy dodatkowo opodatkowaną przez unijne wymogi ekologiczne.

Przez kilka ostatnich balansowaliśmy na dość grubej linie, która była bardzo długa, tak długa, że nie byliśmy w stanie dostrzec, gdzie jest jej drugi koniec. W tej chwili – zaczęło się huśtanie liną. Niestety nasi politycy nie zdecydowali się zawczasu, na przyjęcie Euro, co istotnie zamortyzowałoby nasze ryzyko walutowe i pozwoliło ludziom swobodnie się bogacić. Ostatecznie bowiem, tutaj nie o pieniądz, ale o ludzi ma chodzić.

Jeżeli rządzący naszym krajem, przy całych doświadczeniach inflacji Złotego z przełomu lat 80/90, chociaż teoretycznie dopuszczają – “niewielkie” ryzyko inflacyjne, to znaczy że oszaleli i nie wiedzą co czynią. Nie ma bowiem niczego gorszego dla gospodarki (czytaj ludzi) na dorobku, niż inflacja. Inflacja pożera wszystko, niszczy wolność człowieka i powoduje, że on pracuje za prawie darmo na miskę ryżu lub kromkę chleba (w naszym wydaniu). A jeżeli komuś z polityków wydaje się, że w tych warunkach gospodarczych, może kontrolować inflację, to nie tylko oszalał, ale jeszcze do tego ma skłonności do nadmiernego ryzyka. Właśnie po to byłoby nam potrzebne Euro, żeby skutków takiego szaleństwa uniknąć..

OBSERWATORPOLITYCZNY.PL

Więcej postów