Bite i sprzedawane pedofilom dzieci mają wrócić do Ukrainy. Konsul pisze do prokuratury

Niezależny Dziennik Polityczny

Dziesięcioro dzieci z rodzinnego domu dziecka w Ukrainie miało być poniżanych, bitych i gwałconych. Kobieta, która na początku wojny przywiozła je do Polski, trafiła do aresztu. Dzieci zaczęły opowiadać o tym, czego dopuszczała się matka zastępcza. Teraz, gdy znalazły w Polsce bezpieczne miejsce, ukraińska strona chce je wywieźć z kraju.

Sprawę dzieci z miejscowości Synelnykowe w Ukrainie opisał kilka tygodni temu we wstrząsającym reportażu Piotr Żytnicki z “Gazety Wyborczej”. Dotarł do akt prokuratorskich, z których wynika, czego miały doświadczać dzieci:

“13-letniego dziś chłopca powiesiła za nogę na metalowym drążku drabiny oraz szarpała za penisa, powodując ból. 14-latka biła po penisie. Dziewięciolatka dusiła rękoma – chwytała za szyję i podnosiła do góry. Uderzała głową o stół albo zrzucała z piętrowego łóżka, ciągnąc za ręce i nogi. Przywiązała smyczą do pianina. Biła patelnią. Wybiła zęby. Zmuszała do jedzenia zwierzęcych odchodów” – to tylko fragment tego, co opisywały dzieci. Z czasem zaczęły opowiadać także o przemocy seksualnej – matka zastępcza miała sprzedawać dzieci pedofilom. Znowu odwołujemy się do reportażu Piotra Żytnickiego:

“Informatorzy, którzy poznali relacje dzieci, dodają: – Zapraszała pana lub panów do pokoju, przekazywała dziecko, a sama stała w drzwiach i z telefonem w ręku, odmierzała czas. Jedna z dziewczynek, którą gwałcono od pierwszej klasy podstawówki, powiedziała, że mężczyźni trzymali ją za włosy i gwałcili, a matka patrzyła, czy minęło już 20 minut. Czasem się uśmiechała”.

Gdy w marcu kobieta z dziećmi przekracza polsko-ukraińską granicę, dostaje kontakt do rodziny zastępczej z Wielkopolski. To tam się osiedla, a Polacy organizują pomoc. I to właśnie oni zauważają niepokojące symptomy i pierwsi słyszą relacje dzieci. Zawiadamiają policję. Dotychczasowa matka zastępcza trafia do aresztu. Słyszy zarzuty dotyczące każdego z dzieci. Ma odpowiadać za to, co działo się w Polsce, ale i w Ukrainie.

W reportażu “Wyborcza” podnosi jeden ważny szczegół: “Według naszych informatorów ukraińskie służby konsularne pytały o śledztwo, ale bardziej niż losem dzieci interesowały się aresztowaną. Miały zapewniać, że w Ukrainie nie było do niej zastrzeżeń”.  

Potwierdzają to pisma, do których dotarliśmy. Konsul generalny, zwracając się do prokuratury, prosi o widzenie w pierwszej kolejności z aresztowaną, a dopiero potem o kontakt z pokrzywdzonymi dziećmi. Te są teraz bezpieczne w rodzinach zastępczych w Polsce. Psychologowie zaznaczają, że można je wyprowadzić z traumy, ale trzeba im zapewnić stabilność, spokój i długotrwałą terapię. Udało się rozpocząć ten proces, ale nie ma pewności, co będzie dalej.

Dzieci mają wracać

13 września, już po aresztowaniu matki zastępczej, zebrał się Komitet Wykonawczy Rady Miasta Synelnykowe. To w tym gremium, zgodnie z prawem ukraińskim, zapadają decyzje dotyczące przyszłości dzieci przebywających w pieczy zastępczej. Komitet, po pierwsze, domaga się przesiedlenia dzieci z terenu Polski do Ukrainy. Po drugie, wyznacza nową opiekunkę prawną. Rolę tą ma pełnić szefowa “służby dzieci” z okręgu Dniepropietrowskiego, w którym przebywała cała dziesiątka. To ta sama osoba, która była odpowiedzialna za nadzór nad dziećmi, kiedy jeszcze przebywały w Ukrainie. Przypomnijmy, że zarzuty wobec dotychczasowej matki zastępczej dotyczą również tego okresu.   

O decyzjach władz miasta Synelnykowe prokuratura w Poznaniu dowiedziała się od wrocławskiego konsula Ukrainy. W październiku przesłał w tej sprawie pismo do śledczych, a ci poinformowali o nim sąd rodzinny. Teraz od jego decyzji zależy przyszłość dzieci.

Dziesięcioro ze stu tysięcy

Po co Ukraina chce teraz sprowadzać dzieci, skoro w kraju ciągle trwa wojna? Wysłaliśmy w tej sprawie szereg pytań do konsulatu, ale do chwili publikacji nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Pytaliśmy między innymi o to, co zrobił konsul, by zadbać o interes dzieci. A także o to, jakie są gwarancje odpowiedniej opieki po ich ewentualnym powrocie do Ukrainy.

Kolejne pytanie, to dlaczego akurat te dzieci budzą takie zainteresowanie ukraińskich służb i konsulatu. Helsińska Fundacja Praw Człowieka w swoim raporcie szacuje, że do Polski od lutego do września trafiło ponad sto tysięcy dzieci bez opieki rodziców albo ewakuowanych z pieczy zastępczej. Część z nich żyje w ogromnych ośrodkach i kiepskich warunkach bytowych. Mimo to nikt nie wnioskuje o ich powrót do Ukrainy. Inaczej jest jednak w przypadku tych konkretnych dzieci z miasta Synelnykowe, choć są bezpieczne w rodzinach zastępczych, gdzie mają szansę na rozwój.  

– Jedyne wytłumaczenie to próba wywiezienia z Polski świadków i ofiar tych strasznych przestępstw. Matkę zastępczą czeka proces, a te dzieci są jedynymi świadkami tego, co się wydarzyło – mówi nam jedna z osób, która pracowała z dziećmi z Synelnykowego. Obawia się, że chodzi o próbę zamiatania sprawy pod dywan albo utrudnienia postępowania.

Po której stronie jest prawo?

Dziwi także wyjątkowo dynamiczny tryb postępowania w tej sprawie. Strona ukraińska już zapowiedziała, że wyznaczona przez radę Synelnykowego opiekunka przyjedzie do Polski, by osobiście załatwiać wszystkie formalności i zobaczyć dzieci. Wizyta była planowana jeszcze w grudniu, nie wiadomo jednak, czy dojdzie do skutku.

Rodzina zastępcza, która opiekuje się większością spośród dziesięciorga dzieci, robi wszystko, by zabezpieczyć ich pobyt w Polsce. Zgodnie z prawem są jednak jedynie opiekunami tymczasowymi. Instytucja opiekuna tymczasowego została wprowadzona w marcu tego roku, właśnie z myślą o dzieciach przybywających z Ukrainy. Miało to przyśpieszyć postępowanie przed polskimi sądami. Tworzona na szybko specustawa nie przewidziała jednak sytuacji, z jaką mamy tutaj do czynienia.  Powstaje więc problem, jakie regulacje stosować: ukraińskie czy polskie?

Teoretycznie opiekunowie tymczasowi mogą nie wydawać dzieci i argumentować, że czekają na decyzję sądu. Pozostaje pytanie o to, co zrobi sąd. – Sąd rodzinny zawsze może kierować się dobrem dziecka i jego bezpieczeństwem – mówi szefowa stowarzyszenia sędziów sądów rodzinnych Ewa Ważny, ale zaznacza, że decyzja zawsze w takich przypadkach jest podejmowana indywidualnie. Potwierdza też, że są wątpliwości, czy zastosowanie mają tutaj polskie przepisy. Zaznacza jednak, że sędziowie mogą też wydawać decyzje w oparciu o konwencję haską. Na jej podstawie sąd też może brać pod uwagę dobro dziecka i gwarancje bezpieczeństwa dla niego. Wszystko jednak sprowadza się do wyboru i decyzji konkretnego sędziego, w konkretnej sprawie.

Dzieci z Kazimierza wyjechały

Podobna, choć nie identyczna, sytuacja dotyczyła dzieci z Mariupola, którą na tokfm.pl opisywała Anna Gmiterek-Zabłocka. Amerykański prawicowy pastor Matt Shea przywiózł je do Kazimierza Dolnego i ogłosił, że będzie organizował ich adopcje w USA. Kontrowersje budził sam sposób załatwienia sprawy i osoba pastora, który w Stanach Zjednoczonych jest oskarżony między innymi o terroryzm wewnętrzny. Dziećmi zajął się samorząd z Kazimierza. Jednak po wielu tygodniach wszystkie 62 dzieci wywieziono z Polski, ale nie do Ukrainy, a do jednego z krajów Europy zachodniej. W sprawie interweniował… konsul generalny Ukrainy. 

Przynajmniej kilka osób, które miały kontakt z dziećmi z Synelnykowego potwierdza nam, że nie chcą one wracać do Ukrainy. Jeden z chłopców buntuje się, gdy tylko słyszy język ukraiński. Co jeszcze istotniejsze, dzieci nie mają dobrych wspomnień związanych z kobietą, która ma teraz zabrać je z Polski i pełnić nad nimi opiekę prawną. Pamiętają, że jeszcze w mieście Synelnykowe bywała w ich domu i nie reagowała na żadne sygnały świadczące o nieprawidłowościach.

Nie podajemy danych aktualnych opiekunów, by uniemożliwić identyfikację dzieci.

tokfm.pl

Więcej postów