Prasa o strajkach: „Połowę kraju wzięto jako zakładnika”

Niezależny dziennik polityczny

Dwa duże związki zawodowe – Ver.di oraz EVG – zapowiedziały na najbliższy poniedziałek paraliż komunikacyjny w wielu landach Niemiec. Media nie szczędzą słów krytyki.

Handelsblatt” podkreśla: „Chociaż te dwa związki zawodowe prowadzą odrębne spory dotyczące układu zbiorowego pracy, łączą się w wezwaniu pracowników do akcji protestacyjnej, by poważnie sparaliżować transport w Niemczech. Przy stosunkowo niewielkim wysiłku uzyskują w ten sposób największy możliwy skutek. Jest to legalne, ponieważ oba związki domagają się od pracodawców więcej pieniędzy dla pracowników, czyli występują na rzecz wspólnego celu, dla którego wolno im strajkować. Ale czy jest to w pełni uzasadnione? Otóż, nie do końca. W sporze płacowym w służbie publicznej, jak również w sektorze kolejowym, na stole już leżą oferty pracodawców. Nawet jeśli są wciąż dalekie od żądań związków zawodowych, branie połowy kraju jako zakładnika wydaje się przesadą. Szybko ujawnia się prawdziwy powód takiego twardego stanowiska: związki chcą pozyskać nowych członków i powstrzymać pozornie niepowstrzymany kurs kurczenia się. Reprezentanci interesów pracowników nazywają to ‘organizowaniem się w konflikcie’. Lider związku Ver.di, Frank Werneke, już obwieścił z dumą, że w tym roku ta strategia działania na razie się sprawdza”.

Reutlinger General-Anzeiger” zaznacza: „Prawo pracowników do organizowania się w związki zawodowe i do strajku o sprawiedliwe wynagrodzenie jest wielkim dobrem. Służy do tego, by ograniczyć możliwość osiągania nadmiernych zysków przez pracodawców, jeśli nie oferują pracownikom sprawiedliwego udziału w zyskach. Gdy jednak różne związki zawodowe łączą się w niepowiązanych ze sobą sporach płacowych, aby przez zaniechanie pracy wziąć w charakterze zakładników niezaangażowanych w nie obywateli całego kraju i wywrzeć w ten sposób silny nacisk na pracodawców, wtedy mamy do czynienia z nadużywaniem prawa do strajku”.

Neue Osnabruecker Zeitung” zastanawia się: „Ale czy obecna atmosfera jest nadal odpowiednia? Czy właściwe jest branie z powodu indywidualnych interesów połowy kraju jako zakładnika, gdy wszyscy inni również cierpią z powodu podwyżek? Prawdziwy powód takiego twardego podejścia jest oczywisty: związki chcą z wielkim hukiem zwrócić na siebie uwagę. Wykorzystują spór zbiorowy jako kampanię rekrutacyjną nowych członków, by powstrzymać niepowstrzymane – kurczenie się szeregów. Napinają muskuły, aby uświadomić wszystkim siłę związków zawodowych i pracowników. Teraz jednak ważne jest, aby negocjacje się odbyły. Konstruktywnie. Oznacza to mniej pyskówek, a więcej gotowości do kompromisu, po obu stronach”.

Hannoversche Allgemeine Zeitung” analizuje: „Spór w rokowaniach na temat układu zbiorowego pracy w 2023 roku będzie ostrzejszy niż w latach ubiegłych, ponieważ stawka jest większa. Związkowcom nie chodzi w nim o większy dobrobyt, ale o zapobieżenie utracie części dobrobytu. To, że pracodawcy jak dotąd pozostają mało elastyczni, wynika również z presji, z jaką sami się zmagają ze strony inflacji, a zwłaszcza wysokich cen energii. Latem ubiegłego roku kanclerz Scholz zaapelował do szefów stowarzyszeń pracodawców i związków zawodowych oraz ekonomistów o podjęcie wspólnych działań. Zawieszenie tych rozmów teraz, gdy strony sporu ostro się ścierają, jest błędem”.

Według „Badische Zeitung” z Freiburga: „Dwa związki zawodowe wywierają presję na pracodawców ogólnokrajowym strajkiem w sektorze mobilności, ponieważ ich negocjacje zbiorowe utknęły w martwym punkcie. Mają dobre powody. Wielu z ponad 2,7 mln zatrudnionych, których dotknie strajk, pracuje w niższych przedziałach płacowych, które najbardziej odczuwają skutki inflacji. Żądania obu związków są również zmyślne taktycznie. Nalegają na kwotę minimalną, która jest nieproporcjonalnie korzystna dla osób o niskich dochodach, a mniej – dla osób o dochodach najwyższych. To się również daje dobrze sprzedać opinii publicznej”.

Źródło: dw.com

Więcej postów