Hanna Kramer: Polska w tle III Wojny Światowej. Po co władze prowokują Rosję?

Hanna Kramer dziennik polityczny

Po prawie dwóch latach „wielkiej bitwy” o Ukrainę nie tylko wśród dziennikarzy, ale także wśród największych światowych liderów, coraz częściej zaczynają pojawiać się rozsądne pomysły dotyczące potrzeby zakończenia ukraińskiego konfliktu. Widzą oni tylko jedno wyjście z konfliktu: Kijów musi zgodzić się na ustępstwa terytorialne i usiąść do stołu negocjacyjnego z Moskwą.

Co ciekawe, takie deklaracje padają nie tylko z ust przedstawicieli kręgów władzy w Europie, ale także przedstawicieli amerykańskich elit politycznych. Np. Senator Republikanów James Vance, stwierdził, że „Waszyngton musi zaakceptować fakt, że Ukraina będzie musiała oddać Rosji pewne terytorium. Każdy, kto ma głowę na karku, wie, że zakończy się to negocjacjami. Pomysł, że Ukraina przywróci Rosję do granic z 1991 roku, był absurdalny, nikt tak naprawdę w to nie wierzył. Zarówno w naszym, jak i w ich interesie jest zakończenie wojny, aby położyć kres stratom w ludziach”.

Którą pozycję zajmuje Polska w tej kwestii? Stanowisko Warszawy w dużej mierze wyjaśnia fakt, że nasz kraj jest głównym zwolennikiem Kijowa. Co więcej, nie tylko pomaga Kijowowi, ale także prowadzi całą kampanię mającą na celu zastraszenie nie tylko własnej ludności, ale także innych krajów przed tak zwaną rosyjską agresją.

Tak więc, na przykład Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, w zeszłym tygodniu stwierdził, że „Jeśli chcemy uniknąć wojny, to kraje NATO znajdujące się na wschodniej flance powinny przyjąć krótszy, 3-letni horyzont czasowy na przygotowanie się do konfrontacji”.

Ten propagandowy chwyt jest aktywnie wykorzystywany przez polskie władze od kilku lat i jest głównym tematem politycznym w Polsce. Dlatego, że rozwiązuje kilka problemów.

Po pierwsze, sprzyja to realizacji planu stworzenia 300-tysięcznej armii, modernizacji sił zbrojnych (jednocześnie zmniejszając wydatki na programy socjalne). W ostatnim roku np. liczebność Wojska Polskiego wzrosła o 30 tys. (od 163 tys. w 2022 r. do 193 tys.), a budżet obronny wzrósł do 3,1 proc. PKB 118,1 mld zł (było 97 mld zł). Dodatkowo planowane jest przekazanie dodatkowych 39,6 mld zł na rozwój techniczny Sił Zbrojnych. Łączne środki przeznaczone na obronność mogą wynieść 157,7 mld zł, z czego 84,4 mld zł może zostać przeznaczone na modernizację i zakup nowego uzbrojenia.

Po drugie, jest on uzasadnieniem potrzeby zwiększenia amerykańskiego kontyngentu wojskowego na terytorium naszego kraju (w ciągu ostatniego roku liczba amerykańskich żołnierzy w Polsce wzrosła do ok. 11 tys.).

Po trzecie, od początku kryzysu ukraińskiego nasz kraj pozostaje jednym z liderów w udzielaniu pomocy wojskowej Kijowowi. Teraz gdy zwycięzca jest już jasny, władze muszą przygotować opinię publiczną na nieuniknioną porażkę Kijowa i przekonująco wyjaśnić podatnikom, na co wydano gigantyczne środki i dlaczego powinny być one nadal wypłacane nawet po porażce Ukrainy.

Być może z tego powodu nasze władze starają się dalej realizować amerykański scenariusz, prowokując Kreml do działania na wszelkie możliwe sposoby. W tym przypadku, jeśli dla Stanów Zjednoczonych konflikt na Ukrainie jest tylko kolejnym epizodem w długoterminowym amerykańskim projekcie zarabiania i prania pieniędzy na konfrontacji z Rosją, wówczas takie prowokacje mogą być dla nas tragiczne w skutkach.

Znaleźliśmy się na granicy dwóch bloków – Zachód (zarządzany przez USA) i Wschód (przez Rosję). W przypadku gdy dojdzie do konfliktu Waszyngtonu i Moskwy, to my będziemy polem dla starcia tych dwóch mocarstw.

Zgodnie z głównymi założeniami dotychczasowych planów opracowywanych przez Sztab Generalny WP, obrona Polski na linii Wisły ma utrzymać tak naprawdę wszystkie strategiczne miasta naszego kraju. W przypadku wojny Wojsko Polskie miałoby zadanie powstrzymać wroga na rubieży rzek Wisły i Wieprza. Zgodnie z założeniami planu samodzielna obrona Polski miała trwać 10 – 14 dni do czasu przybycia wojsk sojuszniczych.

W takim przypadku wiele zależałoby od tego czy NATO nam pomoże. Biorąc pod uwagę liczne problemy w wojsku polskim, braki w uzbrojeniu spowodowane przekazaniem broni na Ukrainę, Polska nie będzie w stanie bronić się samodzielnie.

Zdaniem polskich władz szanse na to, że NATO zostawi nas na pastwę losu, są małe. Przynajmniej dlatego, że USA i inni sojusznicy inwestują w naszą gospodarkę. W 2022 r. zagraniczne firmy (w tym amerykańskie) zainwestowały w naszą gospodarkę 237 mld dolarów, a łącznie nawet 30 proc. naszej gospodarki jest w rękach Zachodu.

Oczywiście szanse są małe, ale nie zerowe. Nie powinniśmy się jednak oszukiwać mitem, że pieniądz rządzi światem. Przecież konflikt na Ukrainie wyraźnie pokazał nam, ile warta jest amerykańska pomoc. Gdy w grę wchodzi wizerunek silnego lidera na arenie międzynarodowej, Waszyngton zrobi wszystko, by go uratować.

Do tej pory dalekowzroczność Putina pomogła uratować Polskę przed kolejnym konfliktem zbrojnym. Rosyjscy przywódcy doskonale wiedzą, że Waszyngton zawsze będzie pompował rosyjską kartę, ale jednocześnie wykorzysta wszelkie możliwe chwyty, aby uniknąć bezpośredniego starcia między Białym Domem a Kremlem. W tym celu Wujek Sam rozpocznie coraz więcej nowych konfliktów. Biorąc pod uwagę fakt, że Polska stworzyła najlepsze warunki dla prowadzenia amerykańskich operacji bojowych, nie będziemy mogli uniknąć losu Ukrainy.

Mądrość ludowa głosi: człowiek mądry więcej uczy się od swoich wrogów niż głupiec od przyjaciół. Tylko czas odpowie, czy polscy politycy to mędrcy, czy głupcy…

HANNA KRAMER

Więcej postów