Armia dała Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi kredyt zaufania. W szeregach wojska rośnie frustracja

Niezależny dziennik polityczny

Armia, rozczarowana rządami PiS, dała olbrzymi kredyt zaufania ministrowi Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi. Żołnierze od nowego kierownictwa resortu oczekują rozliczenia tych dowódców, którzy ręka w rękę z politykami PiS upolityczniali wojsko, łamali standardy i procedury, a w zamian za to błyskawicznie awansowali. Minęło przeszło sto dni rządu, a tych rozliczeń brak. W szeregach wojska rośnie za to frustracja i rozczarowanie. Minister obrony poprawił jednak relacje z prezydentem oraz z NATO. Zdjął też wojsku kaganiec i udrożnił kanały informacji.

  • Dwóch najważniejszych wojskowych w polskiej armii to ludzie kojarzeni z Mariuszem Błaszczakiem, którzy swoje kariery zawdzięczają politycznym układom, a nie wojskowemu doświadczeniu. Natomiast trzecie z kluczowych stanowisk — dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych — nadal pozostaje nieobsadzone
  • Jak słyszymy z kręgów zbliżonych do Pałacu Prezydenckiego, Ministerstwo Obrony Narodowej nie podejmuje żadnych kroków, by to zmienić. Nie przedstawiło też prezydentowi Andrzejowi Dudzie i szefowi BBN-u kandydatury na to stanowisko
  • W wojsku od kilku dni aż huczy od plotek na temat odwołania gen. Gromadzińskiego z Eurokorpusu. Przez działanie SKW stał się ofiarą bardzo ciężkich oskarżeń. On sam zamieścił oświadczenie, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Ta sprawa, jeżeli nie zostanie wyjaśniona, będzie kładła się cieniem na obecnym kierownictwie MON
  • Wysoki rangą oficer: — Widzę ogromną zmianę między komunikowaniem się między dowództwem operacyjnym, generalnym, sztabem a MON-em. Przebiega to wręcz wzorcowo. Momentalnie wszyscy wiedzą, że coś się dzieje, momentalnie jest ustalane, jak reagujemy. Tak powinno być. Tego nam za poprzedników najbardziej brakowało

Scenka pierwsza: Połowa stycznia tego roku. Miejsce: Ministerstwo Obrony Narodowej. Powód: konferencja prasowa.

Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz przedstawia dziennikarzom skład zespołu do spraw oceny funkcjonowania tzw. podkomisji smoleńskiej. Po chwili wyprasza z sali obecnych wraz z nim oficerów. — Teraz z pewnością będą pytania polityczne, a my nie będziemy na waszym tle występować na konferencjach prasowych — mówi.

Kosiniak-Kamysz daje sygnał, że za jego rządów w resorcie armia i polityka zostają oddzielone grubą kreską. Ale czy na pewno jest tak, jak zapewnia?

Scenka druga: Początek lutego tego roku. Miejsce: Ekskluzywna sala bankietowa Venus Blue pod Warszawą. Powód: karnawałowy bal Wojsk Obrony Terytorialnej. Gość honorowy: wiceminister obrony Paweł Bejda, prawa ręka ministra obrony Kosiniaka-Kamysza.

Na galowo w Venus Blue melduje się śmietanka polskiej armii. W większości generałowie, którzy razem z gen. Wiesławem Kukułą, szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, w 2017 r. budują WOT. Pieszczochy poprzednich ministrów obrony: Antoniego Macierewicza i Mariusza Błaszczaka.

Brygady OT, które tworzą, wpisują się w lokalne układy polityczne. Dzięki temu dostają, co chcą: tereny, budynki, infrastrukturę. Z rozmachem ograbiają jednostki operacyjne z żołnierzy, obniżając ich gotowość bojową. Ogromny budżet i wolna ręka w wydawaniu publicznych pieniędzy sprawia, że do WOT trafia najlepszy sprzęt i wyposażenie, o którym zwykli żołnierze mogą tylko pomarzyć.

Przez siedem lat WOT przetacza się przez wojska operacyjne jak walec, a dowódcy brygad robią błyskotliwe kariery, przeskakując kolejne szczeble dowodzenia. Awansują mimo braku doświadczenia, a wymagane kursy kończą zaocznie. Potem razem ze swoim promotorem, gen. Kukułą płynnie przeskakują do wojsk operacyjnych. Dziś są dowódcami dużych jednostek i ważnych instytucji wojskowych. Rządzą polską armią.

Po drodze nikt nie sprawdza, jaka jest wartość bojowa brygad OT. Mimo że w wojskowych planach co jakiś czas pojawiają się terminy ich certyfikacji, to nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikają lub są przesuwane. Nikt nie wie, na czyje polecenie i dlaczego? Nikt nawet o to nie pyta, wiedząc, jak mocno WOT jest powiązany z kierownictwem MON. Do dziś ten rodzaj sił zbrojnych jest podporządkowany bezpośrednio ministrowi obrony, a nie szefowi sztabu i nie został sprawdzony. Nie ma nawet terminu oceny poziomu ich wyszkolenia.

Niech żyje bal

Oficerowie bawiący się z wiceministrem Bejdą w Venus Blue wiedzą, że nieformalne spotkania z politykami są przepustką do karier i wygodnego funkcjonowania w wojsku. Już to przetestowali. Pikniki, jarmarki, dożynki, pielgrzymki z politykami PiS były dla nich chlebem powszednim.

W grudniu ub.r. zmieniają się władze w MON. Wojskowi ze stajni gen. Kukuły robią rozpoznanie i lekko zmienią taktykę. Swojska, przaśna retoryka o “złej zagranicy” przy obecnej władzy się nie sprawdzi. “Pielgrzymkowi oficerowie”, którzy “nie lubili Niemca”, dziś stają się otwarci i proeuropejscy. Zmieniają maski i mają się świetnie. Już wiedzą, że żadnej weryfikacji kadrowej po rządach PiS w armii nie będzie. Mało tego, dostają wolną rękę. Swoich kolegów — tak samo, jak oni — bez doświadczenia, wykształcenia, znajomości języka angielskiego, lecz z przeszłością w WOT obsadzają na kluczowych stanowiskach w armii. Bal trwa w najlepsze.

W wojsku jest PiS-bis

Doświadczony dowódca liniowy: — Donald Tusk zamieścił ostatnio w mediach społecznościowych ostry wpis. Zapowiedział rozliczenia w prokuraturze, spółkach, dyplomacji. O wojsku zapomniał. Przez osiem lat opozycja oburzała się na wyrzucanie przez Macierewicza i Błaszczaka doświadczonych dowódców, łamanie kręgosłupów, upartyjnienie wojska, a dziś udaje, że wszystko jest ok?

Oficer wojsk lądowych: — Ludzie, którzy klęczeli przed Błaszczakiem, teraz stoją przy nowej ekipie i dowodzą armią. Jakoś minister Sienkiewicz może wymieniać kadry w TVP, minister Bodnar w sądownictwie, mogą być zmiany w policji, a w wojsku nic się nie dzieje. A naszego ministra na razie interesują bardziej traktory i wybory niż wojsko.

Były dowódca dywizji: — Żadnych zmian w MON za Kosiniaka-Kamysza nie ma. Jest PiS-bis. Proszę zobaczyć, jak gen. Adam Duda, szef Inspektoratu Uzbrojenia za Macierewicza, nie chciał kupować tego, czego sobie minister życzył, to go minister wyrzucił. Potem, jak gen. Bogdan Dziewulski nie chciał kupować tego, czego sobie Błaszczak życzył, to Błaszczak też go wyrzucił. Do Agencji Uzbrojenia PiS wstawił swoich BMW — biernych, miernych, ale wiernych — którzy podpisywali wszystko, jak leci. A nowa władza nadal ich trzyma, choć wiadomo, że z umowami międzynarodowymi jeszcze będą bardzo duże kłopoty.

Polityczne rozdanie

Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz nie był oczywistym kandydatem na szefa resortu obrony. Z wojskiem miał niewiele wspólnego. Zdecydowała jednak umowa koalicyjna. W tym rozdaniu Kosiniak-Kamysz został wicepremierem i ministrem obrony. Dobór wiceministrów też nie był przypadkowy. Cezary Tomczyk i Paweł Zalewski to politycy Platformy Obywatelskiej. Stanisław Wziątek wywodzi się z Lewicy. Bliskim współpracownikiem Kosiniaka-Kamysza, związanym z PSL-em jest czwarty z wiceministrów Paweł Bejda. To oni tworzą trzon kierownictwa resortu obrony i decydują, w którym kierunku będzie maszerowało wojsko.

— Tego nadal nikt nie wie, a armia oczekuje od nowej władzy jakości, a nie bylejakości, przestrzegania standardów, przestrzegania wykształcenia. Żeby nie produkowali teraz swoich karzełków. Liczymy na to, że MON zacznie przestrzegać zasad, że departament kadr dopilnuje, by na najważniejsze stanowiska nie trafiali ludzie z salonów i gabinetów, a poligonów. Wojsko dało kredyt zaufania tej władzy, ale jak ona nas rozczaruje, tak jak rozczarowali ich poprzednicy, to będzie krach dla całego kraju. Nadal żyjemy nadzieją, że wróci jakość, a nie jakoś to będzie — podkreśla nasz rozmówca, dodając, że po przeszło stu dniach rządów obecnej ekipy w MON w wojskowych tej nadziei jest już coraz mniej, a coraz więcej jest rozczarowania.

Złotousty generał

Ważną postacią w kierownictwie resortu obrony jest szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Wiesław Kukuła. Na obsadę tego stanowiska koalicja, która wygrała wybory w październiku ub.r., nie miała jednak wpływu. Kandydaturę gen. Kukuły przeforsował były minister obrony Mariusz Błaszczak, a zatwierdził prezydent Andrzej Duda, zwierzchnik sił zbrojnych.

Płk Kukuła, dowódca niewielkiej jednostki komandosów z Lublińca, wypłynął przy Antonim Macierewiczu, który powierzył mu tworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej. Mimo że nie dowodził nawet brygadą, dostawał kolejne gwiazdki generalskie. Po dymisji Macierewicza związał się z nowym szefem resortu Mariuszem Błaszczakiem, wykonując z oddaniem jego polityczne polecenia niespotykające się z entuzjazmem wojska. Dzięki temu zaskarbił sobie jego zaufanie, stając się głównym kandydatem do funkcji szefa Sztabu Generalnego WP.

Teraz gen. Kukuła, zwany w wojsku “złotoustym generałem” lub “Nikodemem Dyzmą”, zrobił kolejną woltę i próbuje wkupić się w łaski Kosiniaka-Kamysza. Czy mu się to udaje? — Byłem z szefem na wigilii w sztabie generalnym. Tylu pochlebstw, jakie minister usłyszał od gen. Kukuły, chyba nigdy nie słyszał. Wydaje mi się, że minister nie da się tak łatwo złapać na ten haczyk, ale dopóki gen. Kukuła jest szefem sztabu, będziemy z nim współpracować — zapewnia osoba z otoczenia Kosiniaka-Kamysza.

Wojskowi nie zapomnieli jednak, że gen. Kukuła awansował z pominięciem wymaganych stanowisk. Podobne doświadczanie ma gen. Maciej Klisz, dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych. On również na to stanowisko trafił z rekomendacji Błaszczaka tuż przed wyborami.

— Nie mam wątpliwości, że Błaszczak czy Macierewicz mają nadal bardzo dobry kontakt z oficerami, których awansowali. Najlepszym tego dowodem jest gen. Krzysztof Radomski, który dostał miejsce na liście PiS w wyborach samorządowych. Z tymi ludźmi nie da się jednak stworzyć sprawnej armii. Im szybciej kierownictwo MON sobie to uświadomi, tym szybciej pójdziemy do przodu — mówi oficer wojsk lądowych.

— W wojsku i departamentach MON nadal są ludzie oddani i lojalni wobec ministra Błaszczaka, ale też nadal pracujący dla niego. Jeśli na przykład w Departamencie Strategii i Polityki Obronnej służy oficer, który gra dla dwóch ministrów, to chyba coś jest nie tak? — pyta nasz rozmówca.

Podsumowując, dwóch najważniejszych wojskowych w polskiej armii to ludzie kojarzeni z Błaszczakiem, którzy swoje kariery zawdzięczają politycznym układom, a nie wojskowemu doświadczeniu. Natomiast trzecie z kluczowych stanowisk — dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych nadal pozostaje nieobsadzone. Nie ma też dowódcy WOT.

Obowiązki dowódcy generalnego czasowo pełni gen. Marek Sokołowski, a WOT-u gen. Krzysztof Stańczyk. Jak słyszymy jednak z kręgów zbliżonych do Pałacu Prezydenckiego, Ministerstwo Obrony nie podejmuje żadnych kroków, by to zmienić. Nie przedstawiło też prezydentowi Andrzejowi Dudzie i szefowi BBN-u własnych kandydatur do tych stanowisk.

Żołnierze giną na poligonach

— To pokazuje, że dla obecnego MON-u ważniejsze jest coś innego niż sprawne dowodzenie armią. Być może wraca stare i znowu bardziej będzie liczył się PR i dobre wrażenie niż szkolenie — zastanawia się doświadczony oficer. Kulawy system dowodzenia i szkolenia, który Kosiniak-Kamysz odziedziczył po Błaszczaku, dał o sobie znać w naprawdę krwawy sposób. Tylko w marcu tego roku na poligonach podczas szkolenia zginęło pięciu polskich żołnierzy. Pytamy naszych rozmówców, dlaczego tak się stało.

Wojskowy: — Szkolenie umarło. Zastąpiły je pokazy i pikniki. Kłania się tu filozofia gen. Kukuły, który wkładał żołnierzom do głowy głupoty, że regulaminy nie są nam potrzebne, że będziemy kruszyć beton, że w wojsku szukamy “talentów”, którym “procedury i regulaminy nie wytyczają ich marzeń”. Zniszczono hierarchę i dyscyplinę. Podstawy funkcjonowania armii.

Generał, doświadczony szkoleniowiec: — Czym gen. Kukuła chce ten beton kruszyć? Krwią żołnierzy? Produkowaliśmy kaprali tonami. Zabiliśmy metodykę, konsekwencję, zabiliśmy szkolenie. Co teraz mamy, niewyszkolonych instruktorów i niewyszkolonych żołnierzy. MON niestety zaczyna to dostrzegać, dopiero gdy na poligonie giną koleni żołnierze. Za późno.

Tymczasem gen. Kukuła zamiast na poprawie jakości szkolenia skupia się na budowaniu kolejnych struktur sztabowych. A kierownictwo MON-u mu w tym przyklaskuje. — Jak można tolerować kolejne bzdury o budowie dowództwa transformacji? Czy gen. Kukuła zapomniał, że ma wszystkich organizatorów systemów funkcjonalnych w postaci szefów zarządów, zapomniał, że ma centrum doktryn i szkolenia? Po co tworzy kolejną strukturę? To są szalone pomysły. W obliczu takiego zagrożenia, o jakim dziś wszyscy mówią, to co on robi, to jest wstyd i hańba — mówi doświadczony generał.

Przypomina, że w wojsku najważniejszy jest pluton, kompania, batalion, a nie kolejne sztaby do przewalania papierów. — Jakkolwiek by na to patrzeć, wojna to jest zwykłe, brutalne napie*** się. Albo się ma sprzęt, amunicję i żołnierzy, albo nie, i dziwną filozofię do swojego nieudacznictwa się dorabia. W dowództwa transformacji to my się możemy bawić w czasach pokoju, ale nie wtedy, kiedy wróg stoi u bram. Dlaczego Kosiniak-Kamysz tej głupoty nie zatrzyma? Podatnicy za to płacą. Kraj tego nie uciągnie — mówi oburzony oficer.

Quo vadis, Władysławie?

Szkolenie to nie jedyny problem armii odziedziczony po PiS. Jak twierdzą informatorzy Onetu, nie ma obecnie jednostki bez wakatów. W strukturach podległych dowództwu generalnemu brakuje około 35 tys. żołnierzy.

— Przy takiej liczbie wakatów bierzemy się za tworzenie nowych struktur sztabowych, gdy te, które mamy, są niezdolne do realizacji zadań? Quo vadis, Władysławie? — pyta doświadczony dowódca. Inny się zastanawia: — Jak MON zamierza uzupełnić wakaty zanim przystąpi do budowy kolejnych związków taktycznych? Jak zamierza rozliczyć tych wszystkich, którzy do takiej sytuacji doprowadzili, a teraz się tego wypierają? Ostatnio u nas w wojsku jest modny zwrot: “należy urealnić pomysły PiS”. Ktoś te pomysły jednak wprowadził w życie i rozwalał armię. I wcale nie jest trudno wskazać palcem autorów i wykonawców.

Żołnierze w rozmowach z Onetem, z prędkością wystrzałów z karabinu maszynowego wymieniają kolejne poważne problemy, nad którymi obecne kierownictwo MON nie chciało lub nie zdążyło się jeszcze nawet pochylić. Pytają m.in., dlaczego nikt nie ma postawionych zarzutów za sprawę grota, czyli wyposażenia żołnierzy w wadliwy karabinek? Kto zostanie rozliczony za pomysły Macierewicza i Błaszczaka odnośnie do zabrania leopardów z Żagania i przekazania ich do Wesołej, gdzie zostały zdewastowane?

Kto poniesie konsekwencje za wydanie milionów na kampanię wyborczą PiS z budżetu MON? — Kto odpowie za to rozpasanie, rzucanie armią na prawo i lewo przed wyborami. To są publiczne pieniądze, które zostały utopione w przedwyborczym błocie — mówi nasz rozmówca.

Wojskowi przypominają, że łatwo, choć słusznie, daliśmy sprzęt Ukrainie, ale jaki procent sprzętu został już odtworzony? Jaka jest jego sprawność? Ile dziś mamy gotowych do działania batalionów? Pytają, dlaczego 11. Dywizja Pancerna ma raptem jeden batalion czołgów, a powinna mieć cztery? Doświadczony oficer: — Wiem, to są niewygodne pytania, ale musimy je w końcu zadać. Podstawowe pytanie jednak brzmi, co tak naprawdę jest priorytetem do osiągnięcia dla wojska? Dokąd zmierzamy?

To samo pytanie zadał w niedawnym wywiadzie udzielonym Onetowi były szef sztabu, gen. Mieczysław Gocuł, wówczas kierujący audytem w MON, który ma określić stan resortu i wojska, jaki obecne kierownictwo odziedziczyło po przednikach. Okazało się, że kluczowym problemem jest brak dokumentów strategicznych. Zdaniem generała to powoduje, że armia nie wie, dokąd zmierza. — Ale “maszerujemy”, a miliardy złotych płyną być może w złym kierunku. Przygotowujemy się do wojny, która już była, a nie do tej, której oby nigdy nie było — mówił gen. Gocuł.

Polowanie na generała

Kosiniak-Kamysz podjął jednak kilka decyzji kadrowych. Zwolnił ze stanowiska szefa Inspektoratu Kontroli Wojskowej gen. Krzysztofa Radomskiego, czemu gremialnie przyklasnęli żołnierze, ponieważ generał nie cieszył się ich szacunkiem do tego stopnia, że dostał pseudonim Beria. Podobne reakcje wywołało usunięcie z funkcji szefa centrum rekrutacji wojskowej, gen. Mirosława Brysia i dowódców Żandarmerii Wojskowej. W armii nie było żadną tajemnicą, że wszyscy ci oficerowie byli pupilami ministra Błaszczaka. Na nich jednak miotła kadrowa w MON się zatrzymała.

Nagle, kilka dni temu Służba Kontrwywiadu Wojskowego wszczęła postępowanie kontrolne wobec gen. Jarosława Gromadzińskiego, pierwszego polskiego dowódcy Eurokorpusu. Generał też był kojarzony z poprzednim kierownictwem resortu, lecz trudno mu odmówić zasług wojskowych i rzetelnego przygotowania oraz wykształcenia. Jest twórcą i pierwszym dowódcą 18. Dywizji — najsilniejszej i najważniejszej obecnie struktury wojskowej.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że usunięcia ze stanowiska gen. Gromadzińskiego nie konsultowano z partnerami z NATO. Choć minister Kosiniak-Kamysz publicznie zapewnia, że było inaczej, to z informacji od kilku naszych niezależnych źródeł wynika, że pisma wyjaśniające do struktur międzynarodowych były pisane już po odwołaniu generała z Eurokorpusu.

Jeszcze bardziej niepokojące są powody działania polskich władz wobec gen. Gromadzińskiego, które wprawiły w konsternację sojuszników i wywołały międzynarodowy skandal. Jak twierdzą nasi rozmówcy, SKW wszczęła postępowanie kontrolne wobec generała na postawie anonimu, w którym pojawiają się zarzuty m.in. natury obyczajowej badane już zresztą wcześniej przez służby, które dokładnie go prześwietliły przed wyjazdem w czerwcu ub.r. do Strasburga. Nie miały wówczas do niego zastrzeżeń.

W wojsku od kilku dni aż huczy od plotek, a sam gen. Gromadziński w przestrzeni publicznej stał się ofiarą bardzo ciężkich oskarżeń m.in. o szpiegostwo. On sam zamieścił oświadczenie, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Ta sprawa, jeżeli nie zostanie wyjaśniona, będzie kładła się cieniem na obecnym kierownictwie MON.

Tak brutalne potraktowanie czterogwiazdkowego generała na najważniejszym stanowisku w strukturach międzynarodowych dziwi, tym bardziej że kierownictwo resortu dotychczas znacznie subtelniej obchodziło się z oficerami, których działalność w czasie rządów PiS była co najmniej kontrowersyjna. Warto tu wspomnieć o gen. Robercie Kosowskim, byłym rektorze komendancie Akademii Sztuki Wojennej. Jego działalność w największej uczelni wojskowej doprowadziła do spadku jej prestiżu oraz ataku hakerskiego ze strony Rosji tak dużego, że do dziś jego skutki są odczuwalne. Rektor wykonywał też wszystkie polityczne polecanie poprzedniej ekipy, tworząc dla związanych z nią osób wygodne, dobrze płatne synekury w akademii.

Tymczasem po odwołaniu, zamiast rozliczenia dostał awans i stanowisko szefa sztabu w dowództwie generalnym rodzajów sił zbrojnych. — Jak to możliwe, że żołnierz, który wyżebrał drugą gwiazdkę generalską u Błaszczaka, został za to, co robił, nagrodzony? Jaki przekaz tym samym idzie do armii? — pyta nasz rozmówca.

Rosyjskie rakiety nad Polską

Niedzielny poranek 20 marca w sztabach stał pod znakiem podwyższonej gotowości. Kolejna rosyjska rakieta naruszyła naszą przestrzeń powietrzną. Wojsko z pewnym wyprzedzeniem dostało informacje, że może dojść do nasilenia rosyjskich ataków na terytorium Ukrainy przy polskiej granicy. System bezpieczeństwa państwa zadział jednak perfekcyjnie. Perfekcyjnie też przebiegał przepływ informacji pomiędzy sztabami i najważniejszymi instytucjami oraz opinią publiczną.

— Wcześniej mieliśmy zakaz rozmawiania z mediami. MON nie miało też rzecznika prasowego. Z tylnego siedzenie polityką informacyjną kierowało najbliższe otoczenie ministra Błaszczaka i wszystko wokół tego się kręciło. Nie była to najlepsza strategia komunikacyjna — mówi wysoki rangą oficer i dodaje: — Widzę ogromną zmianę między komunikowaniem się między wojskiem, dowództwem operacyjnym, generalnym, sztabem a MON-em. Przebiega to wręcz wzorcowo. Momentalnie wszyscy wiedzą, że coś się dzieje, momentalnie jest ustalane, jak reagujemy. Tak powinno być. Tego nam za poprzedników najbardziej brakowało.

Inny wojskowy dodaje: — Wcześniej kierownictwo MON arbitralnie decydowało o wszystkim. Nie brało pod uwagę naszych sugestii, rekomendacji. Teraz jest dialog. Kierownictwo resortu i tak podejmuje decyzje, ale przynajmniej słucha, co mamy do powiedzenia. To jest duża wartość. Druga jest taka, że na tle sprzętu minister nie robi sobie zdjęć, nie ma pikników. Wreszcie wróciliśmy do tego, co powinniśmy robić. Jest porządkowanie niektórych spraw, na przykład sprzętowych. Poprzednicy łatwą ręką kupowali sprzęt, ale nie zastanawiali się, jak go wdrożyć do wojska i jak utrzymać. Teraz musimy się z tym uporać.

Bilans dotychczasowych rządów Kosiniaka-Kamysza w MON nie jest jednoznaczny. Wojsko to ogromna machina, której przestawienie na inne tory wcale nie jest łatwe. Wojna w Ukrainie i alarmistyczne meldunki na temat przygotowywania się Rosji do wojny z NATO sprawiają, że należy ją jednak rozpędzić.

Źródło: onet.pl

Więcej postów