Spirala zadłużenia Polski rozkręca się. Unia może stracić cierpliwość

Niezależny dziennik polityczny

Ze względu na zaplanowane w czerwcu tego roku wybory do Europarlamentu Komisja Europejska najpewniej powstrzyma się od objęcia Polski procedurą nadmiernego deficytu. Jednak niezależnie od tego, zadłużenie sektora finansów publicznych należy ograniczyć.

  • W tym roku z racji planowanych wyborów europejskich trudno się spodziewać, że Polska zostanie objęta procedurą nadmiernego deficytu.
  • Jeśli wzrost gospodarczy wyniesie w tym roku 3,5 proc., będzie to duża ulga dla wpływów budżetowych.
  • Ministerstwo Finansów musi bardzo rozważnie wydawać pieniądze, aby nie rozkręcać spirali długu publicznego.

Zgodnie z procedurą obowiązującą w Unii Europejskiej państwa członkowskie niebędące w strefie euro zobowiązane są w kwietniu złożyć coroczną aktualizację programu konwergencji. Zawierać ona powinna bieżące cele budżetowe i szczegółowe dane pokazujące, w jaki sposób w danym kraju zostanie rozwiązany problem nadmiernego zadłużenia. Obowiązek taki ma także Polska.

Eurostat 23 kwietnia poda ostateczne dane o polskim deficycie finansów publicznych za 2023 r.

Propozycje mają obejmować podstawowe założenia gospodarcze i fiskalne oraz przewidywania dotyczące wpływów podatkowych w danym roku fiskalnym. Te dokumenty poddawane są ocenie i analizowana jest wiarygodność przyjętych założeń. Oficjalne, ostateczne dane o polskim deficycie i długu zostaną podane przez unijny urząd statystyczny Eurostat 23 kwietnia tego roku.

Na razie poznaliśmy wstępne dane opublikowane przez Główny Urząd Statystyczny. Wskazują one na to, że deficyt finansów publicznych, liczony według metodologii unijnej, w 2023 r. wzrósł do 5,1 proc. PKB (produktu krajowego brutto) z z 3,7 proc. w 2022 r. Natomiast odnotowany wskaźnik długu finansów publicznych wyniósł 49,6 proc.

Po opublikowaniu wstępnych danych przez GUS rozpoczęła się dyskusja dotycząca tego, czy możliwe jest wdrożenie przez Komisję Europejską wobec Polski procedury nadmiernego deficytu.

Unijna procedura nadmiernego deficytu (EDP) jest uruchamiana na wniosek Komisji Europejskiej wówczas, gdy w danym kraju członkowskim deficyt finansów publicznych przekracza 3 proc. PKB lub dług publiczny jest wyższy niż 60 proc. PKB.

Taka jest oficjalna wykładnia, jednak trzeba dodać, że kilkanaście miesięcy temu wprowadzono zapis wynikający z nowej sytuacji, która powstała po agresji wojsk rosyjskich na Ukrainę.

Otóż wydatki przeznaczone na zakup wyposażenia wojskowego, amunicji, produkcję i remonty sprzętu bojowego mogą zostać wyłączone z liczenia deficytu. Akurat w przypadku Polski jako państwa frontowego może to oznaczać nawet statystyczne odjęcie 2-2,5 proc.

Trzeba też pamiętać, że kadencja obecnej Komisji Europejskiej upływa 31 października 2024 r. Jednak wcześniej trwać będzie procedura wyboru przez nowy Parlament Europejski komisarzy zgłoszonych przez poszczególne kraje.

Wybory do Europarlamentu odbędą się w terminie 6-9 czerwca 2024 r. Dlatego trudno sobie wyobrazić, aby w okresie administrowania dotychczasowej KE podejmowano tak fundamentalne decyzje jak wdrażanie procedur związanych z nadmiernym deficytem.

Poza tym obok naszego kraju niemal dwadzieścia innych gospodarek ma podobne problemy fiskalne i budżetowe, czyli możemy teoretycznie spokojnie czekać jeszcze kilka miesięcy, ale w praktyce zasadne byłoby  szukanie oszczędności już teraz i zwiększanie wpływów podatkowych.

W budżecie przyjęte są założenia, które nie mają szans się spełnić

– Wydaje mi się, że deficyt w tym rok może być większy, niż założono to w ustawie budżetowej. Ten budżet zakładał rzeczy, które nie mogły się wydarzyć. Minister finansów Andrzej Domański udawał, że zapewnienia banku centralnego z sierpnia o wpłacie zysku nigdy się nie spełnią. Mówię o 6 mld zł wpłaty z zysku NBP (Narodowego Banku Polskiego) – mówi w rozmowie z WNP.PL analityk rynków finansowych Piotr Kuczyński z Domu Inwestycyjnego Xelion.

Jak dodaje, dużo zależeć będzie od tego, jaki będzie wzrost gospodarczy Polski, jak szybko będzie rósł PKB.

– Czy będzie to ok. 3 proc., jak założył rząd, czy może to nawet dojść do 3,5 proc. Przy wyższym wzroście będziemy mieli lepszy stosunek długu do PKB. Ja bym się długiem na razie w ogóle nie przejmował, tylko deficyt jest ważny, on jest teraz na poziomie ok. 50 proc. – mówi Piotr Kuczyński.

W minionym roku deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniósł 5,1 proc. PKB i to jest obecnie najważniejszy wskaźnik, zdaniem analityka, na który należy zwracać uwagę.

W ocenie Piotra Kuczyńskiego w tym roku deficyt finansów publicznych będzie wyraźnie większy, ale w tej chwili trudno przewidzieć, o ile, bo to zależy od inflacji, wzrostu gospodarczego.

– Można jednak założyć, że sięgnie ok. 6 proc. W przyszłym roku najpewniej czeka nas oczywiście procedura nadmiernego deficytu, ale nie wierzę, aby to się stało już w tym roku – dodaje Piotr Kuczyński.

Adam Ruciński, ekonomista i doradca inwestycyjny, odnosząc się do sprawy deficytu, w rozmowie z WNP.PL podkreśla, że jest wiele założeń budżetowych, lecz jego zdaniem największą niewiadomą jest wzrost gospodarczy w Polsce.

– Obecnie wszyscy przewidujemy, że będzie on powyżej 3 proc. może i więcej. Druga kluczowa niewiadoma to jest poziom inflacji. Paradoksalnie wiemy, że im wyższa inflacja, tym wyższe wpływy do budżetu. Konia z rzędem temu, kto zagwarantuje, że ten wzrost gospodarczy będzie taki, jak zakładamy – mówi Adam Ruciński.

Optymistycznie stwierdza, że będzie to powyżej 3 proc. Jego zdaniem budżet na tym niewątpliwie zyska.

– Nie wiem, na ile rząd przedyskutował z Komisją Europejską możliwe wyłączenia związane z wydatkami na zbrojenia, ale jestem przekonany, że rząd ma to w tyle głowy i stara się ryzyko wprowadzenia nadmiernego deficytu zminimalizować – dodaje Adam Ruciński.

Trzeba jeszcze pamiętać o tym, w jakim tempie będzie się rozwijała w najbliższych kwartałach gospodarka unijna, a zwłaszcza w jakiej kondycji jest nasz najważniejszy partner gospodarczy, czyli Niemcy.

– Moim zdaniem, jeśli mówimy o deficycie tzw. pełnym, czyli liczonym według metodologii europejskiej, a zatem o deficycie całego sektora finansów publicznych, w którym już niczego nie da się ukryć, to on według naszych prognoz będzie na poziomie między 5 a 6 proc. – stwierdza prezes Instytutu Finansów Publicznych dr Sławomir Dudek.

Jego zdaniem na 99,9 proc. będziemy mieli w maju wdrożoną procedurę nadmiernego deficytu i zostaniemy zmuszeni do tego, by zredukować deficyt, a nie go zwiększyć. 

– Teraz nawet rząd się przyznawał, że zakłada, że w tym roku deficyt zwiększy się do 5,5 proc. Powiem tak, jak będzie 5,5 proc., to będzie dobrze – dodaje dr Sławomir Dudek.

Trudno prognozować, jaki będziemy wzrost gospodarczy w tym roku, a od tego zależeć będą wpływy do budżetu państwa z tytułu podatków

Mamy za sobą trudny kwartał w gospodarce, który przyniósł jednak kilka rozstrzygnięć i może być punktem odniesienia dla całego 2024 r.

Mamy zaskakująco niski odczyt inflacji, spowolnienie gospodarcze w Niemczech, wypłaty podwyżek dla nauczycieli i sfery budżetowej. Obciążenia po stronie wydatków są oczywiste.

Z drugiej strony wzrost produkcji i eksportu był nieco niższy od zakładanego. Inwestycje jeszcze nie zostały uruchomione, nadal czekamy na główny strumień pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Także konsumpcja wewnętrzna nie jest jeszcze kołem napędowym gospodarki.

Tym bardziej gospodarowanie publicznymi środkami powinno odbywać się bardzo racjonalnie, albowiem wysoki poziom zadłużenia skutkuje przeznaczaniem coraz większej kwoty w rocznym budżecie na spłatę zobowiązań i odsetek.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów