Prawdziwy cel Jarosława Kaczyńskiego

Co obiecało zrobić Prawo i Sprawiedliwość w momencie gdy przejdzie władzę – wiemy. Kampanijne deklaracje były relacjonowane w mediach, powtarzane przez zwolenników i wyśmiewane przez oponentów tej formacji. Co robi PiS dzisiaj, gdy prezydent i rząd wywodzą się z tego środowiska i gdy w parlamencie dominują politycy formacji – też wiemy.

Jedni powiedzą, że partia Jarosława Kaczyńskiego spełnia sny prezesa o wszechwładzy, inni będą przekonywali, że liderowi PiS chodzi o naprawę ukochanej Ojczyzny. Oceniając polityka warto jednak zwracać uwagę na jego osobiste motywacje, od których żaden człowiek nie może się przecież oderwać, gdyż jest po prostu człowiekiem.

Jarosław Kaczyński funkcjonuje w polskim życiu publicznym od dekad. Dał się poznać jako przysłowiowy „twardy zawodnik”, osoba nie uginająca się pod presją mediów czy oponentów. Jest ojcem jednej z niewielu konsekwentnie i przez lata realizowanych strategii w polskiej polityce. Stworzył, opierał i wciąż opiera się na „zakonie PC” – czyli grupie zaufanych ludzi, którzy zawsze go wspierają, ufają jego pomysłom i są przy nim od czasów ugrupowania Porozumienie Centrum.

Lider PiS powołał rządzącą dziś partię i uczynił z niej formację karną, skonsolidowaną, zdyscyplinowaną. Nie zniszczyły jej liczne rozłamy i frondy, a uciekinierzy zawsze wracali z podkulonym ogonem lub ewentualnie ratowali się przejściem na pozycje politycznego wroga. Kaczyński jako premier w latach 2006-2007 przejął część elektoratu „przystawek” – Samoobrony i LPR, cieszących się wcześniej poparciem (łącznie) około 20 proc. wyborców. Słowem – Kaczyński wiedział na czym polega polityka, wiedział o co w niej chodzi, wiedział jak osiągać zamierzone cele. Mimo, że wiele ze swych dawnych cech prezentuje i dziś, nie jest takim samym człowiekiem jak niegdyś. Nie chodzi tu wyłącznie o postęp w latach.

Przełomową datą w życiu Jarosława Kaczyńskiego był 10 kwietnia 2010 roku. Życie obecnego rozgrywającego polskiego życia politycznego zmieniło się wtedy całkowicie. Stracił swojego brata-bliźniaka, z którym łączyły go niezwykle silne więzi. Osobistej tragedii tylko na kilka dni towarzyszyło wyciszenie nienawiści. Nie minął nawet miesiąc, gdy znów mainstream powrócił do wściekłego ataku na Jarosława Kaczyńskiego, kandydującego wtedy na urząd Prezydenta RP. Pierwszym miesiącom po katastrofie towarzyszyła nieco zapomniana już „wojna o krzyż” przez Pałacem Prezydenckim. Z czasem ataki przybrały na silę. To, co przed Smoleńskiem było nie do pomyślenia, wypłynęło z ust gotowego na wszystko skandalisty w przebraniu posła – Janusza Palikota. Także politycy PO nie przebierali w środkach, by „dowalić” znienawidzonemu „Kaczorowi”.

Wielu ludzi wobec takiej medialnej i społecznej nagonki zrezygnowałoby ze swojego zaangażowania publicznego. Kaczyński nie musiał wszak być politykiem dla dostatniego życia z diety poselskiej. W ogóle nie jest on osobą łasą na pieniądze – jak wiadomo, dobrowolnie nie pobiera należnej mu emerytury. Wobec tego spokojnie i bez straty dla własnego poziomu życia mógł wycofać się z politycznej walki i żyć na uboczu, ewentualnie doradzając młodszej generacji działaczy Prawa i Sprawiedliwości. Mógł zaczytywać się w rozmaitych pracach naukowych, co z resztą wciąż czyni – widać to po jego wypowiedziach. Gdyby odszedł z polityki, czasu na taką rozrywkę miałby bez porównania więcej.

W momentach największych tryumfów Platformy Obywatelskiej, gdy formacja Donalda Tuska wygrywała wybory za wyborami, PiS popierało nie więcej niż 20 proc. wyborców. Miliony karmione demoliberalną propagandą mainstreamowych mediów szczerze nienawidziły Kaczyńskiego. Ten jednak nie uciekł od stawianych przed nim sytuacji, dylematów i wyborów. Rywalizował dalej, cierpliwie i z zaciśniętymi zębami czekał na swój czas, znosił porażki i upokorzenia. W międzyczasie zmarła matka braci Kaczyńskich, co lider PiS także ciężko przeżył. Władza PO-PSL oraz demoliberalny salon nie odpuściły. A człowiek przyzwoity nieprędko zapomni grubiańskie słowa pod adresem osoby ciężko doświadczonej przez los, która straciła wszystkich bliskich.

Dlaczego Jarosław Kaczyński zniósł zadawane mu ciosy? Patriotyzm? Miłość do Ojczyzny? Chęć zmiany? Odzyskania Polski i odebrania jej z rąk kolesiów – Mirów i Zbychów? Owszem. Tego wykluczyć nie można. Wydaje się jednak, że przyczyna jego wytrwałości i siły do działania, mimo niemłodego już wieku, leży jednak w innym miejscu.

Jarosław Kaczyński jest dziś osobą, jeśli chodzi o relacje rodzinne, samotną. Jedyni jego krewni to córka Lecha i Marii Kaczyńskich oraz jej dzieci. Nie mogą one jednak zastąpić brata bliźniaka. Więź bliźniacza to relacja szczególna. Obaj politycy PiSu powiązani byli ze sobą od pierwszych minut swojego istnienia. Wiele mówi się o wspólnych odczuciach bliźniaków, o wyższym poziomie wzajemnego zrozumienia. I właśnie 10 kwietnia Jarosław Kaczyński stracił osobę najbliższą jak to tylko w relacji krewniaczej możliwe. Przerwana została więź łącząca obu żyjących braci. Więź jednak pozostała, łącząc tym razem dwie różne rzeczywistości.

Dość długo po Smoleńsku można było zauważyć u lidera PiS swego rodzaju zamyślenie, zawieszenie, głęboką zadumę sprawiającą niekiedy wrażenie apatii, a może oderwania od ziemskiej rzeczywistości. Jarosław Kaczyński, twardo stąpający po ziemi polityczny praktyk, zwycięzca wielu rozgrywek, patrzył i, jak sądzę, nadal patrzy na dwie areny. Z jednej strony obserwuje życie polityczne i bierze w nim udział, z drugiej zaś myśli o „tamtym świecie”. Stracił wszystkich bliskich, jest na świecie sam. Z pewnością tęskni za rodziną, być może w swoich decyzjach odwołuje się do wspomnień o matce i bracie. W ich życiu szuka odpowiedzi na nurtujące go bieżące pytania natury politycznej. 10 kwietnia nadal kieruje jego życiem.

A okoliczności i szczegóły katastrofy smoleńskiej wciąż nie doczekały się pełnego wyjaśnienia. I to właśnie pcha Jarosława Kaczyńskiego do walki za wszelką cenę, do ciągłego trwania w życiu publicznym, do znoszenia zniewag, ataków, pogardy ze strony wielu ośrodków prezentujących odmienny światopogląd. Celem lidera PiS od 10 kwietnia nie jest przejęcie władzy dla samej władzy czy zrealizowania jakiegoś programu. Jego ostatnią w życiu prawdziwie poważną partią na politycznej szachownicy było, jest i będzie wyjaśnianie okoliczności śmierci najbliższej mu osoby.

Dokładna i uczciwa odpowiedź na pytanie „jak doszło do katastrofy smoleńskiej?” nie była możliwa pod rządami Platformy Obywatelskiej. Być może nie będzie możliwa także pod rządami młodszego pokolenia polityków PiS. Wobec tego Jarosław Kaczyński musi rozegrać tę sprawę sam. Musi trwać, chociaż momentami było i pewnie jeszcze będzie niezmiernie trudno.

Wygrana w wyborach roku 2015, kampanijne obietnice, kolejne kroki rządu Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy to narzędzia podporządkowane jednemu celowi. By wyjaśnić katastrofę smoleńską zagmatwaną przez sytuację międzynarodową, lata zaniedbań poprzedniej ekipy i złą wolę wielu ośrodków społeczno-medialnych, Jarosław Kaczyński musi mieć pełnię władzy i pełne, niezachwiane poparcie znacznej większości narodu. Być może czuje on, jak silny będzie opór przed ustaleniem prawdy. Mocniejszy niż ataki na Antoniego Macierewicza i fala nienawiści do niego połączonej z kpiną ze strony „fajnej” Polski. Dlatego lider PiS, jego formacja, nominowani przez niego kandydaci a dziś prezydent i premier, muszą mieć silną pozycję. Jarosław Kaczyński w swoich działaniach potrzebuje neutralnych mediów, wiernych służb specjalnych, stabilnego zaufania narodu i – być może – nowej konstytucji. A tymczasem wyborca zmiennym jest. Najlepiej więc poparcie osiągnąć poprzez prosty i wypróbowany setki razy w historii zabieg – „kupienie” serc Polaków poprzez spełnienie dwóch obietnic, które w kampanii przekonały naród do oddania władzy w ręce Andrzeja Dudy i Beaty Szydło. Jest to obniżenie wieku emerytalnego do poziomu sprzed „reform” Tuska oraz 500 złotych zasiłku na drugie i kolejne dziecko. Ustawy odpowiadają na żywotne problemy Polaków z różnych pokoleń. Trafiają do tych, którym kazano pracować dłużej niż przez całą karierę się spodziewali, bądź, mimo starań, ciężko jest osiągnąć materialny poziom życia umożliwiający wydanie na świat kolejnego upragnionego potomka.

Czy działania PiS przysłużą się Polsce? Ich skutek ocenimy dopiero za kilka lat. Jarosław Kaczyński z pewnością myśli o przyszłości Ojczyzny. Rachunek zysków i strat z podejmowanych przez niego decyzji nie musi być jednak przyziemną kalkulacją w stylu: „zadowoleni ludzie = PiS u władzy”. Lider obecnej ekipy rządzącej, zanurzony nie tylko w poważnych lekturach politologicznych, historycznych i socjologicznych, ale także choćby w głębokich tekstach Sługi Bożego ks. Piotra Skargi (co słychać niekiedy w jego wypowiedziach), patrzy w innym kierunku. Spełniając obietnice złożone Polakom chce spłacić dług wobec swojego brata i wyjaśnić okoliczności jego śmierci.

To jego główny cel.

MICHAŁ WAŁACH

 

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.