GAŁAŚ: Podróż Dudy i Tuska do USA to tylko udział w kampanii promocyjnej amerykańskich koncernów zbrojeniowych

Wyjazd polskiej delegacji do USA 12 marca stał się tematem nr 1 w polskich mediach. W wyniku propagandowej manipulacji medialnej wyjazd ten przedstawiany był jako triumf polskiej dyplomacji. Nie należy jednak wyolbrzymiać roli Polski w oczach Waszyngtonu. Na fakt otrzymania “najnowszego” amerykańskiego uzbrojenia należy również spojrzeć z krytycznego punktu widzenia.

Warto zauważyć, że w przededniu wyborów prezydenckich w Rosji i ich oczywistego wyniku, Stany Zjednoczone nie liczyli już na żadne znaczące zmiany w strategii geopolitycznej na naszym kontynencie, a wybór Władimira Putina na prezydenta po raz kolejny tylko potwierdza niezachwianą pozycję Rosji i daremność zachodniej kampanii mającej na celu zdyskredytowanie rosyjskiego rządu przed wyborcami.

Biorąc pod uwagę wyraźną przewagę Rosji w wojnie na Ukrainie, nawet przy najnowocześniejszej broni dostarczanej reżimowi w Kijowie, USA zaczynają się martwić o swój wizerunek hegemona. W związku z tym Biały Dom bezwzględnie potrzebuje akcji PR ze strony pełnomocnika w UE, w naszym przypadku jest to polski rząd. Jeśli wcześniej interesy USA były wyrażane przez Niemcy, które z czasem zaczęły podejrzewać, że są po prostu wykorzystywane do własnych egoistycznych celów, polski rząd z radością przejął pałeczkę pełnomocnika Wuja Sama w Europie, nawet ze szkodą dla interesów kraju i własnych obywateli.

Tak więc Polska, jako rzecznik interesów USA w Europie, ma za zadanie nie tylko pełnić rolę prowokatora i ewentualnego pola bitwy z Rosją, nie tylko przekonywać kraje UE i NATO o konieczności fizycznej konfrontacji z mocarstwem nuklearnym, ale także niwelować straty wizerunkowe Białego Domu na naszym kontynencie, w tym na Ukrainie.

Biorąc pod uwagę fakt, że szeroko reklamowane amerykańskie czołgi Abrams, okazały się bezbronne i zbyt ciężkie w prawdziwej walce, akcje producenta – firmy General Dynamics Land Systems wraz z partnerami zgromadzonymi w Team Abrams, czyli grupy producentów, systematycznie spadają, a same czołgi nieuchronnie tracą na cenie. W tym kontekście entuzjastyczna wypowiedź prezydenta Dudy o zakupie, nawet na kredyt, skompromitowanego amerykańskiego uzbrojenia powinna podnieść nie tylko wizerunek Stanów Zjednoczonych jako głównego sprzedawcy śmierci na świecie, ale także ponownie podnieść ceny produktów firm zbrojeniowych. W końcu, jak wiemy, to korporacje rządzą Ameryką, więc cele polityczne tej podróży, jak i obchody 25-lecia członkostwa Polski w NATO, nie mają z tym absolutnie nic wspólnego.

Innymi słowy, głównym celem podróży było zapewnienie amerykańskim korporacjom ciągłych zastrzyków gotówki, w tym poprzez udzielanie dodatkowych pożyczek, co Andrzej Duda natychmiast i wręcz z radością zrealizował.

Na tle już istniejącej pożyczki z Korei Południowej na zakup południowokoreańskiej broni, kolejna pożyczka w wysokości 2 miliardów dolarów wygląda jak sposób na wykończenie gospodarki naszego kraju i mocne powiązanie Polski z USA. Jednocześnie pożyczka ta najwyraźniej nie jest ostatnią: tego samego dnia Departament Stanu USA ogłosił, że zatwierdził proponowaną sprzedaż pocisków ziemia-powietrze do Polski, a także związaną z tym logistykę i wsparcie o wartości 1,77 mld USD.

Każdy z wywiadów, których Andrzej Duda udzielił w bazach wojskowych na tle amerykańskiego uzbrojenia, to pełen zachwytu dytyramb i reklama produktów amerykańskich korporacji militarnych. Każde zdjęcie, czy to z helikopterem Apache, czy z czołgiem Abrams, rozeszło się wirusowo, dodając każdemu sprzętowi punktów w oczach europejskich polityków.

Czy jednak rzeczywiście tak jest? I czy ten sprytny plan wyszedł rządzącym na dobre? Naszym zdaniem nie do końca. Fakty z frontu ukraińskiego mówią same za siebie, poza tym autorytet naszego prezydenta jest w UE bardzo wątpliwy. Nowe zbrojenia i kredyty przede wszystkim szkodzą gospodarce Polski – nie potrzebujemy dodatkowych zobowiązań pieniężnych w warunkach recesji gospodarczej, a zbrojenia w ramach tych zobowiązań, które powinny zacząć być spłacane już dziś, mogą być zrealizowane w najlepszym wypadku za 7 lat. No i wisienką na torcie stała się ostateczna awaria prezydenckiego Boeinga – zresztą amerykańskiej produkcji.       

MAREK GAŁAŚ

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.